Ambitne, inteligentni, niewyspane, zmęczeni. Osiągają wiele, ale w ich oczach to tyle co nic. Pracujące perfekcjonistki, pracujący perfekcjoniści. Spotykam ich wielu: w trakcie sesji mentoringowych. Często wzbudzają mój podziw, ale dopiero w szczerej rozmowie są w stanie przyznać, jak dużo kosztuje je ciągłe dążenie do ideału.
Zawrotna kariera w korporacji, sukcesy w swoim biznesie, kolejne tytuły naukowe na uczelni – sukces goni sukces, ale coraz rzadziej idzie on w parze z satysfakcją i autentyczną radością. Dlaczego?
Perfekcjonizm, bo o nim mowa, wielu osobom nie pozwala cieszyć się swoimi osiągnięciami. Dbałość o wysokie standardy i ambitne cele może wykończyć. Perfekcjoniści podświadomie porównują się z innymi i – co ważne – sukces innych traktują jako bardziej wartościowy, ważniejszy, lepszy… Owa surowość i krytycyzm względem siebie powoduje, że tym mocniej starają się zachować pozory osoby idealnej. Wybiórczy osąd własnych sukcesów, a wręcz ich bagatelizowanie, zabiera radość, dumę i siłę wewnętrzną. Pojawia się syndrom oszusta, który znacząco podważa pewność siebie. W zamian perfekcjonist(k)a buduje poczucie wartości na podstawie opinii innych ludzi. Staje się uzależniona od pochwał. System nagród, ocen, KPI, cele miesięczne, roczne – to wszystko uruchamia podświadomy mechanizm, aby z siebie dać więcej i więcej… Każde niespełnienie standardu traktuje surowo, więc schemat powiela się i umacnia. Im dłużej trwa perfekcjonizm, tym samoocena się obniża.
Dlaczego ludzie nie lubią perfekcjonist(ek)ów?
Jedna z moich klientek porównała siebie do meduzy – fajnie się na nią patrzy, można ją podziwiać godzinami, ale tylko z daleka, bo bliski kontakt z nią jest ryzykowny. Wyznaczanie sobie wysokich standardów to jedno, narzucanie ich innym to drugie. Perfekcjoni(stki)ści robią to najczęściej nieświadomie. Taki jest ich świat: zero-jedynkowy. Coś jest ‘straszne’ bądź ‘cudowne’, ‘dobre’ – ‘złe’, ‘czarne’ – ‘białe’. Nie ma miejsca na żadne odcienie szarości. Przekłada się to często na bezpośredni sposób komunikacji, a jak wiadomo, nie każdy jest gotowy, aby przyjąć szczery feedback. Perfekcjoni(stki)ści pracują dużo i dobrze. Dbają o detale, nie akceptują fuszerek. Pracują tak, więc oczekują tego samego od innych. Do tego z zasady mają małą tolerancję na błędy. Tempo pracy i wymagania względem siebie powodują, że odpoczywanie, fun i relaks są terminami obcymi, alternatywną rzeczywistością, w której perfekcjoni(stki)ści odnajdują z trudem się. Bezproduktywny = Bezużyteczny = Bezsensu.
Dlaczego perfekcjoni(ści)stki przestają lubić sam(i)e siebie?
Bo zauważają, że w pewnym momencie perfekcjonizm staje się formą autoagresji. Coś, za co były chwalone w przeszłości (tj. dobre wyniki w nauce, piękne prace plastyczne, porządek w pokoju, wygrana olimpiada itd), nagle staje się ich przekleństwem (stres, zmęczenie, wieczny niedosyt). Zaleta stała się wadą. Sukcesy zamiast napędzać i wzmacniać, stają się przemilczanym krokiem do osiągnięcia wyimaginowanych szczytów. A tak naprawdę tym co napędza perfekcjonist(k)ę jest lęk – lęk przed porażką, często rozumianą jako po prostu bycie niedoskonałą, bylejakim, przeciętnym. I jak to skwitowała inna moja klientka „z kobiety sukcesu nagle stałam się frustratką o szarej cerze.” Obniżyła się jakość życia, radość wyparowała. Niszczący pefekcjonizm przejawiający się m.in. złością, wywieraniem presji, niezadowoleniem, zmęczeniem, poganianiem i czepianiem się powoduje także stres u innych członków rodziny. I tym sposobem perfekcjonist(k)a traci bliskość, której tak bardzo potrzebuje.
Dlaczego?
Przyczyny niszczącego perfekcjonizmu często są środowiskowe. Osoby ciągle dążące do ideału mogły obserwować np. swoich rodziców, którzy zawsze zabierali pracę do domu, pracowali po nocach i w weekendy pomijając czas na odpoczynek. Zachowywali się przez lata i tym samym wpoili ten schemat również dzieciom, które mogły z łatwością wywnioskować, że „praca jest ważniejsza niż czas wolny”. Stąd sumienne odrabianie lekcji, udział w olimpiadach, czerowny pasek, bycie grzeczym dzieckiem. Kiedy każde zadanie staje się celem do osiągnięcia, pojawia się presja i napięcie. Narasta lęk przed porażką, często rozumianą jako po prostu bycie przeciętnym. I tak rośli mali-dorośli, który weszli w życie z przekonanianiem, że sukces w pracy jest ważniejszy niż wszystko inne.
Jak to odkręcić?
W dążeniu do perfekcji nie ma nic złego. Warto jednak zadbać o mechnizmy ochronne, które uchronią przed jego destrukcyjnymi skutkami. Nastawienie, które pęczniało przez lata, nie zmieni się z dnia na dzień. Potrzebna jest przede wszystkim uważność, cierpliwość i wyrozumiałość dla samego/mej siebie. Kilka porad, które sprawdziły się u moich klientek:
- Zacznij zauważać symptomy, nie bagatelizuj swojego stanu.
- Obserwuj jak reagujesz na komplementy – Traktujesz je serio? Sprawiają ci dyskomfort czy przyjemność?
- Zacznij działać – Odważnie, bez kompleksów, ale i bez pośpiechu
- Nie porównuj się z innymi – Ty to ty. Podejmujesz najlepsze decyzje w danym momencie.
- Świadomie wybieraj wzorce i autorytety – Nie popadaj w pułapkę bycia najlepszą we wszystkim.
- Weź przykład z branży IT i spróbuj iteracyjnego podejścia tzn. najpierw działający prototyp, a każda kolejna wersja jest lepsza od poprzedniej. Tym sposobem działasz, idziesz do przodu i uczysz się na bieżąco. Nie przepalasz energii na rzeczy nieistotne. Prototyp nigdy nie jest idealny.
- Jak czegoś nie wiesz, poproś kolegę/koleżankę o pomoc. Niech ci wytłumaczy. Nie wstydź się. Tak – zadanie pytania to przyznanie się, że nie wiesz. No i co z tego?
- Zastanów się ile razy odmówiłaś pójścia na lunch/kawę/piwo z zespołem, bo „muszę tylko jedną rzecz dokończyć”.
- Każdego dnia, kiedy idziesz spać, nie myśl, czego nie dopięłaś, ile jeszcze musisz zrobić jutro. Wylicz rzeczy, które zrobiłaś. Doceń siebie za to i pozwól sobie poczuć satysfakcję.
- Zostaw choć raz okruchy na stole i brudne naczynia w zlewie i… idź spać.
Czas na szczerą auto-ocenę.
Zebrałem kilka cytatów od osób, które postrzegają się same jako perfekcjoni(ści)stki. Sprawdź w jakim stopniu poniższe stwierdzenia odnoszą się do Ciebie:
- „Wielokrotnie czytam maila przed wysłaniem.”
- „Brak pochwały oznacza krtytykę.”
- „Planuję każdy dzień z wyprzedzeniem, łącznie z przygotowaniem ubrań na kolejny dzień.”
- „Nie wiem co to znaczy ‘wystarczająco dobrze’.”
- „Zamiast delegować zadania wolę sama się nimi zająć.”
- „Nie potrafię odpoczywać jak robota jest do zrobienia.”
- „Świętowanie sukcesu nie jest dla mnie ważne.”
- „Lubię jak jest porządek. Nie umiem funkcjonować w bałaganie.”
- „Nic nie motywuje mnie bardziej niż jak ktoś zasugeruje, że sobie z czymś nie dam rady.”
- „Jak jestem za zwolenieniu to i tak czytam maile.”
Jeśli część tych zdań brzmi znajomo, to może warto o tym porozmawiać? Zapraszam.